Praktyki wakacyjne, staż, aplikacja – ścieżka kariery prawnika
Rozmowa z Magdaleną Świtajską, aplikantką adwokacką z kancelarii Wardyński i Wspólnicy.
Jak trafiłaś do kancelarii Wardyński i Wspólnicy?
Magda Świtajska: Pod koniec czwartego roku studiów złożyłam CV do kilku wybranych kancelarii. Wkrótce kancelaria Wardyński i Wspólnicy zaprosiła mnie na całodniowy assessment. To był prawdziwy maraton. Zadania były rozmaite: rozwiązywanie kazusu z wybranej dziedziny prawa, praca w grupie, układanie sterty maili według ich ważności, prezentacja w języku angielskim przed native speakerem… Po paru dniach dostałam telefon, że zostałam przyjęta.
Zaproponowano mi miesięczną praktykę wakacyjną w Zespole Prawa Pracy. Dostałam się też na praktykę w innej kancelarii, którą miałam rozpocząć po zakończeniu praktyk w kancelarii Wardyński i Wspólnicy, ale ostatecznie sprawy potoczyły się inaczej.
W czasie praktyk od razu zostałam rzucona na głęboką wodę. Pamiętam doskonale, że na początku zostałam zaangażowana w sprawę procesową znajdującą się na etapie egzekucji, którą zresztą udało się wygrać. Zupełnie nie spełniły się więc moje obawy, że praktyki wakacyjne polegają na parzeniu kawy, drukowaniu dokumentów czy porządkowaniu akt. Od pierwszego dnia miałam poważne zadania merytoryczne, dzięki czemu bardzo szybko się wdrożyłam i zaznałam prawdziwej prawniczej pracy.
Przed zakończeniem praktyk usłyszałam, że kancelaria jest zainteresowana przedłużeniem naszej współpracy. Dlatego ostatecznie nie trafiłam na te drugie praktyki, choć ze strony kancelarii miałam zielone światło. Stwierdziłam jednak, że nie ma sensu przenosić się na moment gdzie indziej, skoro chcę zostać tutaj na dłużej. Od tamtej chwili minęło już prawie 3,5 roku.
Jak Ci się udało pogodzić pracę ze studiami?
To akurat nie było trudne, choć studiowałam nie w Warszawie, tylko w Toruniu, i to na studiach dziennych, a pracę magisterską pisałam z prawa handlowego, czyli na temat zupełnie niezwiązany z pracą w kancelarii. Na szczęście na piątym roku nie mieliśmy już dużo zajęć, a wykładowcy godzili się na to, by zaliczać ćwiczenia np. zdając egzamin lub pisząc jakąś pracę, bez wymogu obecności. Co jakiś czas musiałam jedynie wziąć dzień urlopu, żeby pojechać zdać egzamin lub spotkać się z promotorem w sprawie obrony pracy. Na szczęście moja uczelnia okazała się przyjazna studentom, którzy nie czekają do zakończenia studiów ze zdobyciem doświadczenia zawodowego.
A kancelaria?
Oczywiście też. Było przecież jasne, że jestem studentką i muszę skończyć studia, żeby zostać prawnikiem i móc się dalej rozwijać z korzyścią dla obu stron. Nie było z tym żadnych problemów. Zresztą czasy, w których na studiach tylko się studiowało, chyba powoli odchodzą w niepamięć. Jeżeli ktoś kończy studia i w CV ma pusto, to coraz częściej odpada w przedbiegach. I uczelnie, i kancelarie to wiedzą, dlatego udało się to gładko pogodzić.
Rozumiem, że po podjęciu stałej współpracy zakres Twoich obowiązków się zwiększył.
Tak naprawdę to była kontynuacja moich zadań z okresu praktyk, a potem stażu, w tym znanych mi spraw i klientów, dla których pracowałam. Oczywiście zakres mojej odpowiedzialności i specjalizacji zwiększał się stopniowo. Od początku byłam jednak pełnoprawnym członkiem zespołu.
Czy pracowałaś też w innych zespołach w kancelarii?
Moja sytuacja była dość wyjątkowa, bo zwykle stażysta, przynajmniej w naszej kancelarii, w czasie rocznego stażu odwiedza 3-4 zespoły. W ten sposób ktoś, kto nie ma jeszcze doświadczeń zawodowych, może zorientować się w specyfice pracy i być może odnaleźć się w całkiem niespodziewanej dla siebie specjalizacji. Tymczasem ja przed stażem, a po praktykach wakacyjnych, przez prawie rok pracowałam jako studentka. Staż można bowiem zacząć dopiero po zakończeniu studiów. Po tym czasie wiedziałam już, że chcę się zajmować prawem pracy. Kancelaria i moi przełożeni doskonale to rozumieli, stąd też staż spędziłam w całości Zespole Prawa Pracy.
Zespół ten ma zresztą tę zaletę, że prowadzi wiele spraw interdyscyplinarnych, choćby procesy. To nie są tylko procesy odwoławcze z wypowiedzeń i rozwiązań, ale też sprawy o roszczenia z tytułu wypadków przy pracy, postępowania administracyjnoprawne w sporach z Państwową Inspekcją Pracy. Od początku miałam więc bardzo dużą różnorodność zadań, mimo pracy w jednym zespole.
A jaka jest atmosfera?
Zaletą tej kancelarii jest to, że tutaj stażystę czy praktykanta naprawdę traktuje się poważnie. Z opowieści znajomych wynika, że to nie jest norma. Tutaj, mimo braku wcześniejszego doświadczenia zawodowego, praktykant czy stażysta nie dostaje wyłącznie zadań pomocniczych czy porządkowych, ale pod okiem profesjonalistów ma możliwość wykonywać prawdziwą prawniczą pracę. Dobre jest też to, że jest wiele spraw interdyscyplinarnych, stąd często ma się kontakt z prawnikami z innych zespołów, dzięki czemu można szybko poznać ludzi, mimo że kancelaria jest spora. Wpływa to pozytywnie na budowanie atmosfery pracy i poczucie, że jest się częścią firmy.